Pisałem ostatnio o trudnościach, które napotkaliśmy podczas naszej podróży. I wyszło tego zaskakująco niewiele. Dziewięć miesięcy daleko od domu, autostopem, lokalnym transportem, często w terenach górskich. A my cały czas czuliśmy się pewnie i komfortowo. W Australii czy Azji, staraliśmy się przestrzegać podstawowych zasad bezpieczeństwa. Z czasem wypracowaliśmy sobie kilka nawyków, które składają się na nasze BHP: bezpieczeństwo i higienę podróży.
Dla mnie bezpieczeństwo to nie jest zestaw środków zapobiegawczych oraz zakazów, traktuję je bardziej jako stan, w którym chciałbym znajdować się przez cały czas trwania podróży. Często trafiam na teksty, w których czytam, czego KATEGORYCZNIE NIE WOLNO robić w danym kraju. I pewnie warto się z takimi informacjami zapoznać, zwłaszcza jeśli po raz pierwszy wyjeżdżamy na inny kontynent. Jednak ciągłe myślenie zakazami jest bardzo męczące. Na dłuższą metę najlepiej po prostu wyluzować i spróbować nie skupiać się zbytnio na zagrożeniach. Dać sobie czas na spokojne poznanie zwyczajów panujących w danym miejscu, pójść na dłuższy spacer po okolicy, porozmawiać z miejscowymi. Ja nazywam to oswajaniem przestrzeni. Jeśli sami nie będziemy prowokować niebezpiecznych zdarzeń, to podróż stanie się czymś przyjemnym i po prostu odpoczniemy.
Bezpieczeństwo: środki zapobiegawcze. O czym należy pamiętać przed wyruszeniem w podróż?
Tak. Byliśmy u lekarza medycyny podróży i przyjęliśmy sugerowaną porcję szczepień. Tak. Ubezpieczyliśmy się (z samego ubezpieczenia nie musieliśmy na szczęście korzystać). Jest to elementarz i nie ma sensu się nad tym dłużej rozwodzić. Zresztą poświęciłem już tym kwestiom trochę miejsca w tym tekście.
Jeśli mam czuć się bezpiecznie w podróży, to staram się odpowiednio do niej przygotować. Szczepienia i ubezpieczenie, to tak samo istotna kwestia jak zabranie szczoteczki do zębów czy smartfona. Po prostu trzeba to zrobić, bo nijak to nie zaszkodzi, a może tylko pomóc. Antyszczepionkowcom mówimy zdecydowane: NIE! Jeśli macie ubezpieczenie w Polsce, to zadbajcie o nie też, gdy wyjeżdżacie za granicę.
Przed wyjazdem robię też kopie dokumentów i umieszczam je w chmurze oraz na pendrive. W razie zgubienia czy kradzieży paszportu lub dowodu kopie przydadzą się podczas składania raportu na policji oraz do szybszego wyrobienia nowych w ambasadzie.
Bezpieczeństwo: nasze zasady
Główną zasadą, którą się kierowaliśmy podczas podróży było zaufanie zdrowemu rozsądkowi. Nie brzmi specjalnie odkrywczo? Być może na pierwszy rzut oka nie, ale według nas to podstawa, aby nie wpadać w kłopoty. Myślenie nas nie boli, więc nie prowokujemy niebezpiecznych sytuacji sami. No chyba, że Patrycja uzna, że warto nauczyć się jeździć motorem w samym centrum miasta. Cóż, podobno najlepiej uczyć się na własnych błędach. Przecież w Polsce Patrycja nie wsiadłaby na motor i nie zaczęła nagle jeździć po Łowiczu czy Skawinie. Pamiętajmy, że status „w podróży” nie oznacza, że nagle pojawią się u nas dodatkowe umiejętności.
Widzieliśmy turystów zaczepiających dzikie zwierzęta, w chińskim parku narodowym Zhangjiajie byliśmy nawet świadkami pojedynku na pięści między małpą a człowiekiem. Nas też zaatakowały małpy i to w krainie naszych polskich nosaczy, ale akurat tutaj nie widzę naszej winy. Ot, rozpuszczone i prowokowane przez turystów zwierzęta bronią swojego terytorium. Dlaczego makaki bywają agresywne? Ludzie je dokarmiają, małpom szkodzi nasze jedzenie, więc człowiek kojarzy im się z bólem. I przypadkowo można oberwać. Nam udało się zwiać, ale najedliśmy się strachu.
Do tego tak podstawowa rzecz, czyli pilnowanie swojego dobytku. Najprostszy przykład? W tuk tuku trzymać swój plecak/torbę/aparat fotograficzny, nie zaś odkładać go na siedzeniu. W Phnom Penh jeżdżą złodzieje na motorach i szukają nieroztropnych turystów. Staraliśmy się też nie nosić zbyt dużej ilości gotówki przy sobie, często zaś korzystaliśmy z bankomatów. Gdy w kieszeniach pusto, to mniej się człowiek przejmuje. Uwierzcie na słowo. Unikaliśmy też nadużywania alkoholu i nocnych spacerów przez miasto w stanie wskazującym. Po co wystawiać się na łatwy strzał?
Bezpieczeństwo: ich zasady
Jak mantrę powtarzamy i piszemy o świadomym podróżowaniu. Również jeśli chodzi o bezpieczeństwo jest to bardzo ważny temat. Znajomość kultury kraju czy rejonu, do którego się wybieramy jest równie ważna jak szczepienia czy ubezpieczenie. Gdy Hindus patrzy na każdy Twój ruch i jest wzrok wydaje się wrogi, to… tak naprawdę bardzo niskie są szanse, że ma on wobec Ciebie złe zamiary. Po prostu patrzy, zaś dla nas jego wyraz twarzy sprawia wrażenie wrogiego.
Na Bałkanach lepiej nie rozpoczynać rozmowy na temat wojny z lat dziewięćdziesiątych, ten temat wciąż potrafi rozpalić do czerwoności bardzo spokojnego Serba czy Albańczyka. Przykładów takich można wymienić bardzo wiele. Co my robiliśmy, aby lepiej odnajdywać się w kolejnych państwach? Staraliśmy się o niemal każdym kraju przeczytać co najmniej jedną książkę (najczęściej reportaże z Wydawnictwa Czarne). Fajnie jest móc porozmawiać z kimś, kto żyje na miejscu (w Kambodży bardzo wiele nam dał czas spędzony u Pawła w Takeo) i ma sporo większą wiedzę na temat lokalnych zależności. Wiadomo, że podczas podróży często wpadamy na parę dni do danego kraju/regionu, ale im więcej wiemy o nim, jego historii i kulturze, im bardziej lokalne zasady są dla nas zrozumiałe, tym mniejsza szansa, że nieumyślnie doprowadzimy do sytuacji niebezpiecznej.
Bezpieczeństwo: jedzenie w podróży
W kwestiach jedzeniowych, nie przejmowaliśmy się niczym. W indyjskim pociągu grupa kobiet zaprosiła nas do wspólnego zjedzenia obiadu. Jedna z nich zanurzyła palce w plastikowym pojemniku z pastą, a potem wtarła ją w chleb roti, który następnie mi podała. Coś spadło na podłogę? Cóż, nie leżało nawet pięć sekund, można jeść. Woda pita z jednego naczynia z innymi? Zaliczone. Zrezygnowaliśmy nawet z wody butelkowanej i piliśmy taką z dużych zbiorników w knajpach. I nic nam się nie stało! Sami zdecydujcie, jak daleko znajduje się wasza linia tolerancji, jeśli chodzi o swobodę w sprawach kulinarnych.
Jedliśmy w knajpach, po których biegały szczury (choć jedna z nich w Wietnamie przerażała nawet mnie), często odwiedzaliśmy stragany ze street foodem, gdy nie było pałeczek czy sztućców, to używaliśmy dłoni. Unikaliśmy tylko miejsc, które są puste, restauracji dla turystów, które mają drogie menu, rozbudowaną kartę, setki rzeczy do wyboru. Dlaczego? Rzadko dostaniemy tam świeże jedzenie. Jeśli jednak w knajpie jest tłoczno i wszyscy jedzą smażony ryż albo zupę pho, to znaczy, że jest to przygotowywane na bieżąco.
Bezpieczeństwo: oswajanie przestrzeni
W Azji duże miasta potrafią przestraszyć. Miliony mieszkańców, tłok na ulicach, gwar, ruch drogowy, który określiłbym mianem agresywnego. Dlatego warto poświęcić nieco czasu na przygotowanie się do takiej wizyty. W której dzielnicy zamieszkać? Gdzie znajdują się knajpy, w których można smacznie zjeść? Jak poruszać się po mieście. Jeśli chcemy minimalizować wydatki, to może okazać się, że wybór hotelu dalej od centrum, ale w pobliżu linii metra, to lepsze rozwiązanie, niż coś w centrum, ale z koniecznością brania wszędzie tuk tuka. Tylko nie zawsze mamy czas wszystko sprawdzić, prawda?
Rzadko jechaliśmy gdzieś tylko na jedną noc. Trzy-cztery noce w miejscu, gdzie minimum dwa dni chcemy poświęcić na zwiedzanie, uważamy za opcję optymalną. Generalnie im dłużej, tym lepiej (no chyba, że trafiasz do tajlandzkiej Pattayi), bo można spokojnie, bez pośpiechu i narażania się na zbyt pochopne decyzje poznać dane miejsce. Korzystaliśmy z aplikacji Maps.me, mapy działają w trybie offline, więc nawet, gdy nie posiadaliśmy lokalnej karty SIM z internetem, to łatwo przemieszczaliśmy się po obcych miastach czy wioskach. Nocleg rezerwowaliśmy czasem tylko na pierwszą noc, aby sprawdzić, czy będzie nam odpowiadał. Gdy coś było nie tak, to szukaliśmy czegoś satysfakcjonującego już na miejscu.
Do tego stara jak świat prawda, że lokalny taksówkarz/kierowca tuk tuka zna okolicę, w której pracuje. Trzeba uważać, aby nie zawiózł nas celowo do drogiego miejsca, w którym dostanie on prowizję, ale nam bardzo często ta metoda się sprawdzała. Pytaliśmy kierowcę, który mówił po angielsku, czy może coś polecić i jechaliśmy z nim sprawdzić to miejsce. Jeśli nam odpowiadało (cena, lokalizacja, wystrój), to zostawaliśmy. Proste, prawda? No chyba, że szukasz noclegu w Chinach, tam to wygląda nieco inaczej 😉
Najciemniej pod latarnią?
Bezpieczeństwo w podróży to temat, który interesuje każdego, kto tylko opuszcza swój dom i rusza gdzie indziej. Przeczytaliście cały tekst i uważacie, że nie ma w nim nic ciekawego? To dobrze, bo takie było moje założenie. Chciałem pokazać Wam, że raczej trudno jest wpaść w podróży w jakieś poważne kłopoty, jeśli sami ich nie szukamy. Jeśli tylko nie odwiedzamy terenów objętych wojną, nie prowokujemy dzikich zwierząt, nie próbujemy robić czegoś, czego robić nie umiemy, to możemy bezpiecznie cieszyć się z urlopu i odpoczywać. Nieszczęścia mogą nas spotkać też w Polsce i szansa na to jest taka sama, a może nawet i większa…
Do rozsądku dorzuciłbym też elastyczność i nieokazywanie negatywnych emocji. Często jest tak, że jedzie człowiek zachodu do Azji, gdzie życie toczy się zupełnie inaczej, ludzie mają nieco odmienne priorytety i okazuje irytację i zdenerowanie. Zwykle dotyczy to kwesti finansowych, gdy targujemy się o coś lub przychodzi nam zapłacić frycowe za transport, nocleg czy jedzenie.
A ubezpiecznie to podstawa. Myśmy mieli wykupione w PKO Ubezpieczenia i dzięki niemu zaoszczędziliśmy 500$.