Do Indii wyleciałem z Warszawy w styczniu 2013 roku. Na Subkontynencie indyjskim spędziłem niecałe osiemdziesiąt dni. Była to niskobudżetowa podróż lokalnymi środkami transportu. Spałem w hostelach, jadłem w jadłodajniach dla lokalnej ludności oraz starałem się dobrze bawić. Wyruszyłem z New Delhi i podążając wzdłuż zachodniego wybrzeża dotarłem do Kanyakumari, najdalej na południe wysuniętego przylądka Indii. Następnie wróciłem do Delhi wzdłuż wschodniego wybrzeża. Odwiedziłem mniejsze miasta oraz duże aglomeracje. Niestety nie opisałem tego wszystkiego, co przeżyłem podczas mojego jedynego dotychczas pobytu w Azji. Nie prowadziłem szczegółowych notatek, na miejscu nie miałem dostępu do Internetu. Niby cztery lata temu, a jednak inne czasy. Zostały setki zdjęć, wspomnienie Taj Mahal oraz bagaż doświadczeń, które na pewno pomogą przy planowanej wyprawie. W końcu takiego szoku, jakiego doznaje się przy lądowaniu na obcym kontynencie można doznać chyba tylko raz.

Jakiś czas temu zadałem sobie pytanie, czy zdecydował bym się po raz kolejny wyjechać do Indii? 

Podczas podróży poślubnej Indie zostały dziesiątym, ostatnim krajem, który odwiedziliśmy. Relacja z podroży do Indii w 2018 roku znajduje się tutaj.