New Delhi – miasto przyjazne podróżnikom

In Bez kategorii by Oli2 Comments

W Indiach spędziliśmy 78 dni. Zachodnim wybrzeżem przejechaliśmy z Delhi do Kanyakumari, do stolicy zaś wróciliśmy przez Ćennaj i Kolkatę tym wschodnim. Po drodze byliśmy prawie dwa tygodnie w Radżastanie, odwiedziliśmy Goa, pływaliśmy po rozlewiskach Kerali czy podziwialiśmy rzeźby w Khajuraho. Nigdzie (no może poza Jaipurem) nie czuliśmy się tak źle jak w Delhi.

Z każdym kolejnym dniem podróży przyzwyczajaliśmy się jednak do nowego kraju i innej kultury. Czasem bywało ciężko, kipiałem ze złości, gdy rikszarze zajeżdżali mi drogę i starali się zmusić do odbycia z nimi podróży po Koczin czy Agrze. Jednak wiedziałem wtedy, gdzie jestem oraz że jestem bezpieczny. Na początku w New Delhi  byłem przekonany, że wyjazd skończy się zanim się na dobre zaczął. Najpierw „porwano nas” do taksówki, następnie nie byliśmy w stanie uwolnić się od oszustów. Diametralnie inaczej powitała nas stolica Indii dziewiątego kwietnia 2013 roku, ostatniego dnia naszej wyprawy.

New Delhi – problemy w pociągu

Jechaliśmy nocnym pociągiem z Khajuraho i dopadł nas jakiś wirus. Od kilku dni klimat pustynny, upał, temperatury po czterdzieści stopni. W pociągu czuliśmy się fatalnie, wizyty w toalecie, gorączka – nic wesołego. Jakoś udało się przetrwać noc i o 5:30 przyjechaliśmy na stację Nizamuddin. Wcześniej w Delhi byliśmy już na dwóch innych dworcach kolejowych, ten odwiedzaliśmy pierwszy raz. Mimo nocnych problemów udało się trochę naładować akumulatory i dziarsko ruszyliśmy przed siebie. Zaczepiali nas taksówkarze i rikszarze, jednak nie robiło to już na nas żadnego wrażenia.

New Delhi, pociągi w Indiach

Warunki w wagonie sleeper było rewelacyjne.

Czujemy się jak u siebie

Mieliśmy wyznaczony jasny cel – dotrzeć do mieszkania naszego znajomego Marcina –  Polaka przebywającego na stypendium w Delhi. Marcin spotkał się z nami, gdy byliśmy poprzednio w stolicy, teraz zaś zaproponował, abyśmy u niego przeczekali na nocny samolot do Moskwy. Mieliśmy adres, stacje metra, instrukcję. Olaliśmy zupełnie naganiaczy i trafiliśmy na przystanek. Wsiedliśmy we właściwy autobus, a życzliwy mieszkaniec Delhi kupił dla nas bilety.

Po chwili siedzieliśmy już w wagonie metra. Szybko, sprawnie, bez nerwów. No może poza niezbyt przyjemną sytuacją w metrze. Otóż zrobiło mi się słabo. Początkowo to bagatelizowałem, ale upał i fakt, że nie jedliśmy od kilkunastu godzin spowodował, że zemdlałem tuż po wyjściu z metra. Zebrała się grupka Hindusów, ale wyjaśniłem, że wszystko w porządku i nie potrzebuję pomocy. Szybko zjadłem jakiegoś batonika i wyszliśmy na świeże powietrze.

Wiedzieliśmy, że z metra mamy wziąć rikszę i cena za ten przejazd powinna nas wynieść 30 rupii. Rikszarz zaczął od ponad stu. W końcu biali. Ale, gdy zorientował się, że znamy lokalną stawkę i nie damy sobie w kaszę dmuchać, to przejechaliśmy znaczny odcinek w cenie normalnej taryfy. Na miejscu zaś spotkaliśmy się z Marcinem.

Main Bazaar, Delhi

Sprzedawca na Main Bazaar. Zdjęcie ze stycznia 2013 roku.

Powrót na Main Bazaar

Tego dnia ponownie trafiliśmy też na Main Bazaar, aby kupić prezenty dla znajomych, przyprawy, ajuwerdyczne mydła oraz pasty do zębów. Wszystko to, co kupić planowaliśmy, ale nie było sensu tego wozić. Powrót na Paharganj był bardzo przyjemny, podjechaliśmy metrem. Widzieliśmy znajomych żebraków. W jednym ze sklepów ucinamy sobie pogawędkę z Hindusem, który występował w programie Roberta Makłowicza.  Sklepikarze kłaniali się nam, jednak nie byli agresywni. Jeden z nich nawet wołał za mną „Janusz,Janusz”. Słowem idylla.

New Delhi

Wątpię, aby otworzyli do teraz 🙂

New Delhi – zmiany zaszły w nas

Co się zmieniło przez te niecałe trzy miesiące? Czy nagle mieszkańcy New Delhi uznali, że pomaganie turystom jest fajne a naciąganie ich na kasę to wstyd? Nic z tych rzeczy. To my się zmieniliśmy. Przyzwyczailiśmy się do Indii, tutejszych standardów i staliśmy się bardziej odporni na ataki otoczenia. Mniej zaskakiwało nas to, co widzimy dookoła. Staliśmy się też mniej bierni, nikt nie ciągnął nas za rękę, wprowadzał do sklepów. Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby wtedy, dziewiątego kwietnia, ktoś zagonił mnie do jakiejś taksówki.

Nie chcę pisać, że zrozumieliśmy Indie, bo do tego daleka droga, ale na pewno wzrosła nasza odporność. Wzrosło też zrozumienie dla tych ludzi. Pewnie dalej zapraszali nas do sklepów, chcieli sprzedać jak najwięcej, ale było to dla nas normalne i po prostu olewaliśmy to, puszczaliśmy mimo uszu. Tego dnia w Delhi nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia. Nie szliśmy rozglądając się bez przerwy, oczy nie szukały wszystkiego co inne, cudowne, kolorowe i indyjskie. Nasze włosy, skóra były zniszczone, ubrania poprzecierane,  więc dla lokalnej ludności wyglądaliśmy inaczej niż „nowi” turyści. W jednym z poprzednich tekstów o Delhi przywoływałem kategorię „second tourist„. Właśnie tak wyglądaliśmy. I właśnie nasz wygląd, nasze doświadczenia oraz niezwykła umiejętność Hindusów do oceny, kogo można naciągnąć i nabić w butelkę, spowodowały, że Delhi zostało oswojone.

New Delhi

New Delhi – miasto oswojone

I właśnie to oswajanie przestrzeni miejskiej w Indiach z perspektywy czasu wydaje mi się ciekawe. Gdy wspominam nasze pierwsze chwile w każdym nowym mieście, to z reguły widzę chaos, niepewność i długie poszukiwanie noclegu. Z każdym dniem jednak wszystko zaczynało być proste. Oswajaliśmy przestrzeń, ludzi, poznawaliśmy restauracje i sklepy. Dla osoby wychowanej w Europie na naszym kontynencie wszystko jest proste, bo ulice mają swoje nazwy i niemal wszędzie są dobrze opisane. W Indiach nie jest to regułą, trzeba szukać punktów charakterystycznych, a wszystko wygląda podobnie. Stąd początkowo mieliśmy problemy w ogarnięciu się. Kolejny wyjazd do Indii będzie z pewnością sporo łatwiejszy…

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Szwagier
Szwagier
6 lat temu

Ej, linki do „Janusz, Janusz” i „second tourist” nie działają 🙁