Reprezentacja Indii nigdy nie zagrała na Mistrzostwach Świata w piłce nożnej, chociaż w 1950 uzyskała awans na Mundial w Brazylii. W grupie eliminacyjnej wyprzedzili Indonezję, Filipiny oraz Birmę (Mjanmę), ponieważ wszyscy rywale wycofali się z rozgrywek jeszcze przed rozpoczęciem zmagań kwalifikacyjnych. Dlaczego więc ostatecznie reprezentacja Indii nie wystąpiła na Mundialu? FIFA zabroniła zawodnikom grać boso…
Gdy planowałem wyjazd do Indii, to zakładałem, że wybiorę się na jakiś mecz piłkarski. Oczywiście futbol to nie jest tam sport narodowy, wszyscy pasjonują się krykietem, ale jednak głupio by było żadnego meczu nie zobaczyć. Miałem nadzieję, że gdzieś przypadkiem trafię na stadion i zobaczę trochę egzotycznego futbolu. Taka okazja pojawiła się w Koczin.
Gdy przybyliśmy do Kerali z Ooty swoim zwyczajem kupiłem lokalną gazetę. Uwagę moją przyciągnął rozgrywany w Koczin finał Santosh Trophy, jak się okazało głównego pucharu stanowego w Indiach. Pokój mieliśmy w hoteliku blisko stadionu, więc poszliśmy spytać, czy można dostać bilety. Stróż powiedział nam, że mecze rozgrywane są na wiele większym stadionie, zaś to jest jakiś obiekt akademicki. Z wyglądu przypominał nieco barak na Konwiktorskiej 6 w Warszawie.
Najpierw jednak udaliśmy się na zwiedzanie Fortu Koczin oraz dzielnicy Matancherry. Pojawiły się pierwsze znaki, że piłka nożna to dla lokalnej ludności nie przelewki. Wielkie baner sławiące sekcją Beach soccera robił wrażenie.
Gdy zbliżała się godzina rozpoczęcia meczu skierowaliśmy się autobusem komunikacji miejskiej na stadion. W środku nikogo z barwami, co mogło oznaczać, że po okolicy kręcą się kibice drużyny przyjezdnej. Fakt, że rywalem gospodarzy w finale była drużyna złożona z przedstawicieli sił zbrojnych – indyjskiej armii dodawał smaczku całemu wydarzeniu. Nie wiem, czy posiadają jakichkolwiek kibiców, więc trudno też o bojówki, przynajmniej takie, które atakowały by lokalnych chuliganów. Lokalnych chuliganów zresztą także nie było.
Dostaliśmy się pod Jawaharlal Nehru International Stadium, gdzie odstałem swoje w kolejce po bilet. Kobiety mogą nabyć swój bez kolejki (gender). Zwarci i gotowi udaliśmy się na trybuny. Tam wielkie, kamienne schody, zupełnie jak za dawnych lat. Minusem była siatka, która rozwinięta była pomiędzy trybunami a boiskiem, utrudniało to podziwianie lokalnych gwiazd.
Wraz ze zbliżającym się pierwszym gwizdkiem nadciągały tysiące kibiców. W końcu stadion prawie się zapełnił, zaś prasa donosi, że finał oglądało 35 tysięcy widzów. Trybuny szalały, ale rzadko. Nieco zabawy, ktoś coś krzyknął, granie na butelkach, jedzenie słonecznika. No nic specjalnego. Na naszym sektorze (a dokładniej tym, na który poszliśmy, bo miejsca nie były numerowane) główną atrakcję stanowiliśmy my. Im dłużej jednak trwał mecz, tym było nudniej. Poziom był żenująco słaby, żadnej z ekip przez 120 minut nie udało się zdobyć bramki. Najbardziej efektownym, umilającym oglądanie tych zawodów zjawiskiem była skłonność obrońców do wybijania piłki z własnego pola karnego przewrotkami. Nie zawsze to wychodziło, ale co parę minut, ktoś w akrobatyczny sposób starał się zażegnać niebezpieczeństwo.
Zadecydowały rzuty karne. Kibice wtargnęli na boisko jeszcze w ich trakcie i musiała interweniować policja. A może to byli kibice reprezentacji armii Indii, którzy w ten sposób starli się z lokalnymi. Nie wiem. W każdym razie po zakończeniu spotkania chyba każdy czuł ulgę…