Podróżniku! Ty też jesteś turystą

In podróż poślubna by Patka2 Comments

Jeśli miałabym wskazać jedną rzecz, którą w naszej dziewięciomiesięcznej podróży zrobiliśmy naprawdę źle, której z dzisiejszej perspektywy zwyczajnie żałuję, to musiałabym powiedzieć, że najbardziej żal mi tego czasu, który poświęciliśmy na czytanie blogów podróżniczych. Z lektur tych bowiem wynika przede wszystkim, że stara jak świat stara jak tanie linie lotnicze opozycja turysta – podróżnik ma się nie tylko świetnie, ale wręcz przeżywa swój renesans.

W moim osobistym rankingu najbardziej bucowatych treści, jak internet podróżniczy długi i szeroki, królują zestawienia typu „czym się różni turysta od podróżnika”, a w nich wnikliwe analizy, z których dowiemy się, że turysta to taki głupi, tylko by selfie sobie robił z zabytkami, jednocześnie jedząc pizzę w drogiej restauracji, z której do drogiego hotelu odwiezie go klimatyzowany prywatny autobus po to tylko, żeby z tego hotelu nie musiał już nigdzie wychodzić i, broń boże, oglądać świat; podczas gdy jego przeciwieństwo – podróżnik to taki mądry, co świat kontempluje i poznaje, śpi w namiocie/hamaku/bankomacie i rozsmakowuje się w specjałach lokalnej kuchni. I nie wydaje pieniędzy.


Prawdziwy podróżnik. Wpis niestety nie jest sponsorowany przez Żabkę 🙁

Dodajmy do tego wszystkie mniej lub bardziej subtelnie przewijające się uwagi w rodzaju: „nie jeździmy w miejsca turystyczne”, „nie podobało mi się, bo jak dla mnie było zbyt wielu turystów” (wersja hardcore: zbyt wielu Polaków), „to takie turystyczne, nie dla nas”, „niefajnie, typowe miejsce dla turystów”.

A ty to kto?

Podróżnik, turysta, backpacker – ostatecznie to tylko nazwy i nie mam nic przeciwko temu, żeby każdy nazywał siebie według własnego uznania. Gorzej jeśli ktoś rezerwuje dla siebie jedno z pojęć, a odbiera to prawo innym.* Nie ma co się również pastwić nad idiotycznością zestawień podróżnik – turysta, z których można by wysnuć wniosek, że np. podczas naszej wycieczki na Great Ocean Road w Australii jednego dnia kilkukrotnie zmienialiśmy status z turystów na podróżników i odwrotnie. Bardziej  interesujące jest pytanie: komu to w ogóle potrzebne? Czy chodzi tylko o podkreślenie swojej wyższości i poczucie się lepszym? Bo podróżnik brzmi dumnie? Bo turysta dostaje mniej serduszek na instagramie? Bo status podróżnika jest bardziej elitarny?

podróżnik vs turysta

Tfu, jakie turystyczne miejsce!

podróżnik vs turysta

Aaa, może jednak warto było tam wejść…

Lubimy mówić, że w taką podróż, jak nasza, może się wybrać każdy, kto tylko chce (a nie każdy przecież chce), bo choć dla nas była ona jedynym w swoim rodzaju doświadczeniem, to obiektywnie rzecz ujmując, nie była żadnym ekstremalnym wyczynem. Trzeba mieć trochę czasu i pieniędzy, a cała reszta jest wypadkową tych dwóch czynników. Im bardziej zredukujemy codzienne potrzeby, tym mniejszy budżet wystarczy na dłuższą trasę. Ostateczny kształt zależy już tylko od indywidualnej fantazji, szaleństwa, zainteresowań i przypadku. Często słyszymy słowa uznania, gratulacje, wyrazy zazdrości (tej sympatycznej), ale wcale nie mamy poczucia, że sam fakt odbycia długiej i dalekiej podróży czyni nas kimś wyjątkowym. A już z całą pewnością nie czujemy się automatycznie wpisani do jakiegoś elitarnego klubu prawdziwych podróżników.

Jestem turystką i nie wstydzę się tego

W miejscach turystycznych jesteśmy turystami i staramy się tę rolę odgrywać najlepiej, jak umiemy. Grzecznie stajemy w kolejce po bilety, nie korzystamy z porad typu „jak ich wszystkich wykiwać i wbić się na krzywy ryj”, płacimy za świadczone nam usługi. Dlaczego? Bo mamy świadomość, że nie jesteśmy wybrańcami losu, którzy mają nieograniczony dostęp do dóbr tego świata i wszystko należy nam się za darmo tylko dlatego, że jechaliśmy autostopem. Bo wiemy, że kraje Globalnego Południa to nie jest piękna egzotyczna sceneria dla naszych zdjęć na bloga i głębokich duchowych przeżyć, olśnień i nawróceń, tylko prawdziwy świat, w którym prawdziwi ludzie pracują, żeby zarobić na swoje prawdziwe życie.

podróżnik vs turysta

Z pracowniczką sektora turystycznego, Mamą Z

Miejsca turystyczne odwiedzamy, jak wszyscy, z dość prostej przyczyny – zwykle znajduje się w nich coś naprawdę interesującego. Wiadomo, bywa nieprzyjemnie: wyższe ceny, zgiełk i to frustrujące poczucie, że jest się jednym z dziesiątek tysięcy innych turystów. Kogoś, kto właśnie zostawił całe swoje dotychczasowe życie, żeby włóczyć się po świecie, nagły przypływ świadomości, że każdy może polecieć do Azji i to w sumie nie jest nic trudnego, może boleśnie sprowadzić na ziemię.

Ale jest coś gorszego niż miejsca turystyczne. Jeśli kiedykolwiek przeszukiwaliście internet pod kątem informacji na temat zwiedzania jakiegoś kraju, musieliście się natknąć na sformułowanie „miasto X jest istną mekką backpackerów”. To określenie jest jak zaraza. Rozeszło się po blogach, instagramach, przewodnikach i umysłach podróżujących. Mekkę backpackerów poznamy po tym, że pełna jest „klimatycznych” knajp, wszędzie słychać raggae, a po ulicach snują się głównie młodzi wyluzowani ludzie z Europy, USA czy Australii. Pozostali mieszkańcy to pracownicy sektora usługowego – „klimatycznych” hosteli, kawiarni, barów i dobrze zaopatrzonych sklepów. Czym różni się od miejsc turystycznych? Chyba tylko profilem turysty – w tym wypadku uduchowionym/imprezowym.

Jestem turystą i co z tego wynika

Backpackerze, masz prawo wygłaszać snobistyczne uwagi o tym, jak gardzisz turystycznymi miejscami. Proszę bardzo, nikt nikomu nie broni być bucem. Ale jeśli latasz samolotami, wypożyczasz skuter, nocujesz w miejscach znalezionych na portalu rezerwacyjnym, to, uwaga, korzystasz z INFRASTRUKTURY TURYSTYCZNEJ, choćbyś właśnie znajdował się „w autentycznym miejscu z dala od turystycznego zgiełku”. I kiedy przeczytasz, że turystyka generuje już 10% światowego PKB, to wiedz, że masz w tym swój udział.

Odstawmy więc na bok tę sztuczną opozycję podróżnik – turysta i zastanówmy się, jak podróżować, żeby czynić jak najmniej szkody w miejscach, które odwiedzamy.

_____________
*A już zupełnie najgorzej, kiedy jest przy okazji znanym i lubianym pisarzem. Jeśli chcecie dowiedzieć się, kto może nazywać się podróżnikiem według Jacka Hugo-Badera, zachęcam do lektury tekstu Anny Horolets na portalu post-turysta.pl

Zainteresowanym kwestiami odpowiedzialnego podróżowania serdecznie polecam wszystkie materiały projektu post-turysta.pl. Nie byłoby źle, gdyby stały się one lekturą obowiązkową każdego człowieka wybierającego się w podróż.

Bardzo mądry tekst na ten sam temat znalazłam też u Łukasza Supergana.

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Joanna
Joanna
5 lat temu

I to co tu opisałaś to jest jeden z głównych powodów dla których ostatnio coraz mniej blogów podróżniczych (a może „turystycznych”?) czytam. Każdy jeden próbuje być mądrzejszy od drugiego. I każdy próbuje udowodnić ile to on więcej zobaczył/ przeżył niż inni. I jakie to właśnie JEGO podróże były autentyczne/ cool/ niekomercyjne/ oryginalne/ „poza utartym szlakiem”. Jestem tym zmęczona. A czy jeśli chcę wejść na ten utarty szlak i zobaczyć coś, co widziały już miliony turystów na świecie, tzn. że jest ze mną coś nie tak?? W ogóle jak byłam młodsza, to marzyłam o tym żeby mieć swój własny, świetny blog… Czytaj więcej »

Ajkub
5 lat temu

Masz dużo racji. To całe rozróżnienie nie ma sensu. Próby rozdzielenia wydają się dziecinne i głupie. Będąc tu i tam, gadając z nieznajomymi w schronisku, widzę, że i tak ostatecznie każdy przeżywa góry/miejsca inaczej, każdy jest tam po coś innego i spieranie się, kto jest lepszym turystą/podróżnikiem jest zwyczajnie głupie.