Budda z Leshan zasiada wygodnie na skalnym tronie. Wykuwany przez kilka pokoleń rzeźbiarzy, powstawał długo i długo też trwa, pilnując nurtu rwących rzek. Gigantyczny posąg ma 71 metrów wysokości i dziennie odwiedza go kilka tysięcy turystów. Robi wrażenie. Nie jest łatwo objąć go wzrokiem, zaś w uchu zaczynają wyrastać mu drzewa…
Budda z Leshan zwrócił naszą uwagę, gdy w pośpiechu kartkowaliśmy przewodnik po Chinach i zastanawialiśmy się, co wpisać do planu naszej wycieczki, aby przedstawiciele Ambasady Chińskiej w Hanoi dali nam wizę. Podobno ktoś nawet te wypociny czyta, więc chcielimy być wiarygodni. A kamienny posąg Buddy, dodatkowo ponoć największy na świecie, brzmi wiarygodnie i efektownie. Przynajmniej, gdy się o nim czyta. A jak jest w rzeczywistości?
Budda z Leshan. Historia
„Budda jest górą i góra jest Buddą” mówi lokalne przysłowie. W przypadku Buddy z Leshan jest to prawda. Posąg był wykuwany w klifie góry Xijiao w latach 713–803, czyli równo 90 lat. Sporo, ale pomysłodawca nie miał łatwo. Mnich Haitong wpadł na pomysł, że wykucie Buddy w skale pomoże ujarzmić trzy krzyżujące się rzeki: Min, Qingyi i Dadu. Niespokojne prądy doprowadzały do wypadków statków handlowych, których szlak prowadził przy górze Xijiao. Podwodne zapadlisko i wartki nurt przeszkadzały także okolicznym rybakom.
Budda spojrzy z góry, nurt będzie spokojny. Brzmi jak plan. Chiński mnich próbwał różnych sposobów, aby pieniądze zebrać, a gdy już mu się udało, to rękę na kasie próbował położyć lokalny polityk. Haitong kasy nie chciał oddać i zagroził, że wydłubie sobie oczy, aby tylko budowa ruszyła. I po chwili nie miał oczu, zaś budowa trwała 90 lat i długo po jego śmierci, ale plan mnicha został zrealizowany. A co z nurtem rzek? Pomysł nie był pozbawiony pragmatyzmu. To, co teraz nie jest ani Buddą, ani górą Xijiao (czyli wszystkie odłamki skalne) wrzucono do wody. I na wodzie nastał spokój.
Budda z Leshan: mają rozmach…
Budda z Leshan to Budda Maitreja, czyli przedstawiany jako siedzący na wysokim tronie, nie zaś w kwiecie lotosu. Maitreja — (z sanskrytu) nieuwarunkowana, doskonała miłość, doskonale współczujący — cieszył się niezwykłą popularnością. Stał się buddą światłości, pocieszycielem cierpiących, spowiednikiem grzeszników i przewodnikiem „dusz” po śmierci (za wikipedią). Często posągi stawiane były przy głównych traktach handlowych, czyli tak jak w Leshan.
71 metrów wysokości, sama głowa ma 14,7 metra wysokości i 10 szerokości. Włosy zrobione są z 1021 skalnych loczków, które tworzą wrażenie gęstej fryzury. Sama stopa ma 8,5 metra szerokości, więc niewiele brakuje, a zmieściłoby boisko do streetballa. Zresztą wszelkie porównania wymiekąją, gdy staniemy na tarasach na wysokości jego głowy.
Naj…
Z centrum Leshan dojechaliśmy pod górę Xijiao miejskim autobusem. Kupiliśmy bilety w kasie i ruszyliśmy dziarsko przed siebie. Na początek musieliśmy wdrapać się na szczyt, aby stanąć na poziomie głowy Buddy. Z licznych tarasów i podestów (gdy już udało nam się przepchnąć) mogliśmy stanąć przed uchem Buddy i zobaczyć widok, który od ponad tysiąca lat on podziwia. Przy okazji naszą uwagę przykuły też krzaki porastające jego ramiona…
Chińczycy lubują się we wszelkich naj…, więc licznie przybywają, aby zobaczyć pomnik, który „jest największym pomnikiem Buddy na świecie”, choć… nie jest to prawda. Wszelkie angielskojęzyczne strony prowadzone przez coś na kształt chińskiego ministerstwa turystyki donoszą o największym Buddzie na świecie, ale temu z Leshan daleko nawet do pierwszej trójki posągów Oświeconego.
Mieści się w zestawieniu największych pomników świata i jest imponujący, ale… Tym, co wyraźnie odróżnia go od pozostałych jest to, że powstawał na przełomie VIII i IX wieku oraz, że został wykuty w skale od głowy do stóp.
Kiedy to się skończy?
Kolejka prowadząca do schodów, którymi możemy zejść do stóp Buddy jest ogromna, więc udajemy się na spacer po okolicznych świątyniach. Zaczepia nas młoda dziewczyna, która proponuje nam zwiedzanie w języku angielskim całkowicie za darmo. Uczy się angielskiego i chce poćwiczyć, wspierana przez ciocię, lokalną przewodniczkę. Spędzamy z nimi urocze pół godziny i dowiadujemy się nieco o buddyzmie. To niewiarygodne jak kontaktowi i mili okazaują się Chińczycy, gdy tylko możemy z nimi porozmawiać po angielsku. Nagle znikają bariery.
W końcu stajemy pośród licznych turystów i przez blisko półtorej godziny czekamy. Najpierw, aby w ogóle dojść do schodów, a potem wolnym krokiem pokonujemy kolejne stopnie wewnątrz wydrążonej w skale klatki schodowej. To zdecydowanie najmniej przyjemny moment całego dnia. Krzyk, upał, krople potu ściekające po plecach. Co jakiś czas trafiamy na skalną półkę, z której robimy zdjęcia gigantycznego Buddy z Leshan. Wreszcie docieramy na sam dół. I co? I nawet zdjęcia nie da się zrobić, taki to kawał Buddy sobie mnich wymyślił.
Chińska odpowiedź na Chrystusa ze Świebodzina?
Gdy tak stałem i patrzyłem w górę, to w głowie krążyło mi wiele myśli. Główna, ta pulsująca, która w tym momencie wybijała się ponad te pozostałe, pytała: po co to wszystko? Czemu człowiek wznosi takie ogromne figury Buddy, Chrystusa czy innych świętych? Czy wtedy spojrzą oni z nieba przychylniejszym okiem? Czy może będą lepiej pilnowali nas w życiu doczesnym? (tak jak Budda z Leshan pilnuje niespokojnych rzek)
W Chinach większość rzeczy sprawia wrażenie ogromnych, przerośniętych czy wręcz karykaturalnych. Nawet miejsce, które powinno być spokojne i ciche, jak na przykład rezerwat dla pand, to jarmark i wielkie zbiegowisko ludzi. Jednak teraz, po roku od wizyty w Chinach bardzo dobrze pamiętam właśnie to miejsce w Leshan, gdzie stanąłem oko w oko z wielką ideą legendarnego mnicha. Może chodzi tutaj właśnie o ludzką pamięć?
Chiny od dawno są na mojej liście miejsc do odwiedzenia. Niestety podróż do tego kraju to duże koszty. Mam nadzieję, że keidyś uda mi się upolować dobrą okazję.