Pędzące motory, głośne bazary i mili, uśmiechnięci ludzie. W ten sposób przywitał nas południowy Wietnam. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Delty Mekongu. Zatrzymaliśmy się w Can Tho i postanowiliśmy odwiedzić Cai Rang, podobno największy pływający targ (floating market) w okolicy. Dzięki wizycie w Delcie Mekongu dowiedzieliśmy się sporo o tym rejonie Wietnamu. Niestety to, co zobaczyliśmy, to nie był najweselszy widok.
Do Wietnamu wjechaliśmy z Kambodży przez Ha Tien. Chcieliśmy oszczędzić sobie przygód na granicy, więc kupiliśmy bilet na autobus z Kampotu (jeszcze po khmerskiej stronie) do Can Tho (już w Wietnamie). I faktycznie, samą granicę przeszliśmy sprawnie. Kierowca porwał nasze paszporty, przeniósł z jednego okienka do drugiego, tam wbito nam stemple, sprawdzono wizy i byliśmy gotowi do dalszej drogi.
Wcześniej jeszcze zabawne badanie termometrem, pan przystawiał do twarzy coś jakby pistolet-zabawkę, który pokazywał, czy jesteśmy zdrowi. Nie wiemy, czy da się oblać to badanie, ale nam udało się przejść. Koszt tej przyjemności to jeden dolar. Dość paradne, ale dostaliśmy zaświadczenie, że do południowego Wietnamu wjeżdżamy zdrowi. Przed nami Delta Mekongu.
Delta Mekongu – Can Tho
Południowy Wietnam ze sporego wachlarza swoich atrakcji przyciąga turystów głównie Deltą Mekongu. Ile my się naczytaliśmy o pięknych widokach, pływających targach i ludzkim życiu w całości zależnym od rzeki. Rzeki, która daje pracę, wyżywienie i organizuje całe codzienne życie. Dla ponad 20 milionów ludzi tereny te są domem, zaś aż 60 milionów ludzi jest zależnych (głównie ekonomicznie) od systemu rzecznego. (źródło: vietnamnet.vt)
Jako bazę wypadową wybraliśmy Can Tho, spore miasto, które słynie z tego, że nic specjalnego tam nie ma. Nam się podobało. Podczas spaceru po centrum mogliśmy poczuć się jak w zwykłym, średnim mieście. Dwa dni w Bydgoszczy czy Włocławku. Czyż nie brzmi cudnie? Ceny w knajpach czy kawiarniach były bardzo niskie, poruszaliśmy się pieszo bądź transportem publicznym, owoce kupowaliśmy na targach, które nie były atrakcją turystyczną, ale miejscem, gdzie lokalni restauratorzy robią zaopatrzenie do garkuchni, zaś gospodynie przystają na motorze, aby nabyć kilogram mango czy rambutanów.
Po dwóch nocach w mieście, znaleźliśmy urocze bungalowy nad jednym z kanałów i stamtąd chcieliśmy wyruszyć na wycieczkę po Delcie Mekongu. Swoją drogą, miejsce bardzo ładne, więc polecamy. Jeśli zastanawiasz się, gdzie nocować w Can Tho, to zdecydowanie w Lotus Village.
Delta Mekongu – ile kosztuje wycieczka?
Can Tho ma dobrze rozwiniętą bazę turystyczną oraz oferty przygotowane nawet dla najbardziej wybrednych. Poszczególne agencje w różny sposób zestawiają atrakcje podczas wycieczek łodzią, ale zasadniczo wszystko sprowadza się do dwóch kwestii:
- wycieczka na pływający targ
- wycieczka na pływający targ i kilka dodatkowych atrakcji
Można też wybrać, czy chcemy wyruszyć z większą grupą (na dużej łodzi, 100 000 dongów za osobę) czy też samemu wynająć łódkę z kierowcą (300 000, 350 000/osobę zależnie od liczby godzin na wodzie i wybranego pakietu).
Dokładną ofertę przedstawi wam każda agencja turystyczna, recepcjonista w hotelu albo indywidualni sprzedawcy, którzy zaczepiają turystów przy brzegu rzeki. Nie będziemy się mądrzyli, którą opcję należy wybrać, bo nie wiemy. Opiszemy tę, którą sami odbyliśmy i nasze wrażenia.
W Lotus Village zdecydowaliśmy się na wycieczkę za 900 000 dongów. Obejmowała odwiedzenie dwóch pływających targów, fabryki produkującej makaron ryżowy, ogrodu owocowego i wpłynięcie w małe kanały rzeczne. W sumie 6 godzin na wodzie. Zaznaczyliśmy, że będziemy zainteresowani tylko wtedy, kiedy znajdą się jeszcze dwie osoby do podzielenia kosztów wynajęcia łódki. I udało się. Dostaliśmy nawet zniżkę i w końcu zapłaciliśmy 180 000 dongów za osobę.
Cai Rang – czy warto?
Cai Rang – największy pływający targ w Delcie Mekongu, to tylko i wyłącznie atrakcja turystyczna. Mieszkańcy okolicznych wiosek nie kupują tutaj, bo jest drogo. A przede wszystkim dlatego, że na targ teraz jeździ się motorem bądź samochodem. Targ lądowy. Cai Rang ciągle funkcjonuje, bo przyjezdni z całego świata chcą zobaczyć, jak to kiedyś wyglądało. Tego też oczywiście nie da się odtworzyć, bo szumią silniki elektryczne, zaś sprzedawcy w wolnych chwilach leżą w hamakach wpatrzeni w telewizory. Jakieś tam pojęcie jednak będziemy mieli.
Czym były pływające targi? Gdy przed wielu laty transport odbywał się głównie drogą wodną, to zarówno kupcy jak i reszta mieszkańców Azji przemieszczała się rzekami bądź kanałami. Na łodziach żyli, jedli, spali. Na ląd schodzili po jedzenie. Nie znali jednak okolicy, więc zajmowało im to sporo czasu. Ktoś wpadł na pomysł, aby organizować targi na wodzie, sklepy, do których można by podpłynąć, aby nabyć potrzebne do życia produkty.
Obecnie mało kto robi zakupy na targach wodnych. W Cai Rang widzimy hurtowników, którzy z dużych barek sprzedają arbuzy czy mango. Na mniejszych łodziach, pomiędzy tymi turystycznymi, pływają kawiarenki oraz detaliści. Poranna kawa? Świeży kokos? Kiść bananów? Oferta przygotowana pod turystów. Tych jest dużo, zjeżdżają z całego świata. Przeważali Wietnamczycy, ale pewnie dlatego, że jesteśmy tutaj podczas wietnamskich wakacji.
Efektownie wyglądają umieszczone na masztach owoce, które z daleka pozwalają dostrzec, w sprzedaży jakich produktów specjalizuje się dana rodzina.
Delta Mekongu – inne atrakcje
Chyba najciekawszy był sam pobyt na wodzie, obserwowanie linii brzegowej oraz innych, mijających nas łodzi. To trochę jak w podróży autem. Niektórzy lubią być w drodze, aby obserwować świat, innych kierowców. Inni traktują jazdę samochodem tylko jako sposób przemieszczania się. My lubimy się przyglądać, gapić wręcz na otaczający nas świat. I perspektywa łódki, gdzie przemieszczamy się bez zawrotnej prędkości wydaje nam się odpowiednia, aby zobaczyć trochę świata, a przy tym nie zdążyć się znudzić. W Kambodży ruszyliśmy na rejs z Battambang do Siem Reap, tutaj przez parę godzin naszym otoczeniem stała się Delta Mekongu.
Wszelkie dodatki podczas wycieczki, czy to zakład produkujący makaron ryżowy czy też ogród owocowy były średnio ciekawe. Fajnie zobaczyć ananasa wystającego z ziemi czy dowiedzieć się czegoś o produkcji klusek, ale zdecydowanie szału nie było. A co z drugim targiem? Phong Diem akurat nie działało. A raczej prawie nikt nie przypłynął. Zła pogoda, poranne ulewy spowodowały, że na lokalnym targu, łagodnie rzecz ujmując, było dość pusto.
O krok od katastrofy
Zatrważające jest to, jak bardzo Mekong jest zanieczyszczony. W wodzie pływa wszystko: stare meble, śmieci, resztki jedzenia, ścieki. Wiele razy w śrubę od silnika naszej łodzi wkręcały się plastikowe torebki czy jakiś inny syf. Kierowca wkurzał się, zatrzymywał łódkę, podnosił śrubę, oczyszczał mechanizm i po chwili przeszkoda znów lądowała w wodzie.
Ciągle mam przed oczyma mężczyznę, który kąpał się pod domkiem na palach, nakładał na siebie żel pod prysznic, zaś z okna ktoś wyrzucał worek śmieci. Cóż, nie brzmi to jak przyjemna kąpiel.
Jakie są przyczyny takiego obrazu? Głównie używanie pestycydów oraz chemicznych nawozów w rolnictwie oraz zanieczyszczenia produkowane przez wioski rzemieślnicze (wioski, w których wytwarza się mniej lub bardziej tradycyjnymi metodami różne dobra: łódki, rzeźby, maty, produkty spożywcze) i gospodarstwa domowe. Delta Mekongu to ogromny przemysł oraz rolnictwo, które daje miejsce pracy milionom ludzi, ale wszystko, niestety, odbija się na środowisku naturalnym. Drugim, równie poważnym, czynnikiem, są zmiany klimatyczne: podnoszenie się poziomu mórz oraz erozja brzegów rzeki.
Le Anh Tuan, badaczka z The Climate Change Research Institute na Uniwersytecie w Can Tho ostrzega, że w ciągu najbliższych stu bądź dwustu lat może dojść do całkowitej degradacji Delty Mekongu. System rzeczny, który przez tysiące lat utrzymywał przy życiu miliony ludzi stoi na skraju załamania z powodu zmian klimatycznych oraz zanieczyszczenia.
Delta Mekongu: element obowiązkowy wakacji w Wietnamie?
Co zapamiętam ze zwiedzania Delty Mekongu? Spokój w Lotus Village, gdy mieszkaliśmy w domku na palach i żyliśmy na, przygotowanym dla turystów, łonie natury. Wąskie kanały, gdzie kierowca łódki musiał przepychać naszą niewielką łajbę, bo poziom wody był zbyt niski. Oraz tony plastiku, które dryfowały na wodzie. Spróbowałem wyobrazić sobie jak wygląda dno Mekongu. I zrobiło mi się tak po prostu przykro. Woda jest tak bardzo zanieczyszczona, że zaczynają wymierać ryby.
Rémi Camus, francuski podróżnik, przepłynął Mekongiem, aby zwrócić uwagę na poważne zanieczyszczenie rzeki. Za zdecydowanie najbrudniejszy fragment uważa jego deltę w Wietnamie. Przeczytajcie ten artykuł, aby mieć lepsze wyobrażenie stopnia problemu. (LINK) Wątpię, aby rząd Wietnamu nagle zrezygnował z turystycznego wykorzystywania Delty Mekongu.
Jednym z głównych producentów odpadów są wioski rzemieślnicze, działające jako atrakcja dla turystów. My, dość nieświadomie, trafiliśmy do fabryki makaronu, gdzie można też kupić różne pamiątki (np. wietnamskie kapelusze), które również produkowane są w okolicy. Delta Mekongu to ogromny teren, można podziwiać drobne kanały, które bez wątpienia są piękne. Jednak wszędzie znajdziemy atrakcje przygotowane pod turystów, które wpływają negatywnie na środowisko naturalne. Z drugiej strony, kupując lokalne produkty, dajesz pracę ludziom, podnosisz ich poziom życia. Sytuacja bez wątpienia jest trudna i złożona. Ja po raz drugi nie zdecydowałbym się na tę wycieczkę. Decyzję pozostawiam jednak Wam.
Podczas pisania tekstu korzystałem z następujących artykułów:
How environmental pollution is ruining the Mekong Delta
Bardzo ciekawe spojrzenie na sprawę. Nigdy nie byłam w Azji (jeszcze;) ale z uwagą czytam i zastanawiam się czy warto stawać się bądź co bądź elementem tej kłopotliwej układanki. Dzięki za fajny tekst.
🙁