Główny Szlak Beskidzki – marzenie o jego przejściu kiełkowało w mojej głowie od kilku lat. Zawsze było jednak jakieś ale… Gdy nadarzyłą się okazja, postanowiłem wykorzystać pierwszy rok pracy na etacie i spędzić wakacje budżetowo oraz przygodowo. Nie spodziewałem się, że wyprawa zakończy się powodzeniem, bo… tak naprawdę, to nie mogło się udać.
Główny Szlak Beskidzki to ponad pięciuset kilometrowy pieszy szlak prowadzący przez polskie Beskidy. Wyznaczony w dwudziestoleciu międzywojennym przez Kazimierza Sosnowskiego wciąż przyciąga amatorów wędrówek. Przejście całej trasy to okazja do lepszego poznania pasm górskich, zmierzenia się ze zmęczeniem i zmienną pogodą oraz lekcja historii tamtych terenów.
Ja zdecydowałem się na przejście ze wschodu na zachód: rozpoczynałem w Bieszczadach i następnie przez Beskid Niski, Beskid Sądecki, Gorce i Beskid Żywiecki dotarłem w Beskid Śląski, gdzie w Ustroniu znajduje się początek szlaku. Zajeło mi to dokładnie trzy tygodnie, dwa dni poświęciłem na odpoczynek w połowie trasy. Była to przerwa przymusowa, bowiem przeciążyłem oba kolana.
Główny Szlak Beskidzki – statystyki
- ponad 500 kilometrów piechotą
- 21 dni (19 dni marszu)
- 2 dni odpoczynku
- ok. 21 km – tyle wynosi suma podejść
- 1725 m n.p.m. – najwyższy szczyt Babia Góra
- 320 m n.p.m. – najniższy punkt: wieś Kąty w Beskidzie Niskim
- ok. 38 km – najdłuższy odcinek dzienny
- 20.06.2019 start z Wołosatego; 10.07.2019 koniec w Ustroniu
Pogoda, Bieg Rzeźnika i błoto na szlaku
Swoje przejście zaplanowałem na przełomie czerwca i lipca. Spodziewałem się, że mogą dopaść mnie burze, więc miałem dwa dni w zanadrzu, gdybym któregoś dnia nie mógł wyjść na szlak z przyczyn pogodowych. I już na samym początku, w Bieszczadach, przyszło mi pokonać Połoninę Wetlińską w ulewnym deszczu, zaś na Smerek wchodziłem w gęstej mgle i przy akompaniamencie grzmotów. Na szczęście, to był jedyny dzień, gdy marsz utrudniała burza. Poza tym, dwa albo trzy razy mocniej popadało.
Większym zmartwieniem było błoto, które przez prawie całe Bieszczady oraz Beskid Niski skutecznie mnie spowalniało. Brodząc w błocie po kostki, nie byłem w stanie złapać odpowiedniego tempa, zaś podczas zejść niezwykle mocno obciążałem kolana. Nie pomogło wsparcie kijków teleskopowych. Po części obwiniam za ten stan szlaku uczestników Biegu Rzeźnika, którzy w długi weekend czerwcowy rywalizują w Bieszczadach. Kilkaset osób przebiegło po mokrej ziemi i szlak nie nadawał się do trekingu. Na odcinku z Okrąglika do Cisnej najmocniej tego doświadczyłem, zaś podejście na Hon następnego dnia tylko przelało czarę goryczy. Ból, którego się wtedy nabawiłem towarzyszył mi do samego Ustronia.
Problemy ze zdrowiem
We wstępie wspomniałem, że moje przejście GSB nie mogło się udać. Dlaczego? Szlak jest wymagający, a suma podejść wynosi ponad 21 kilometrów. Dla porównania, aby wejść na Rysy z Morskiego Oka turysta musi pokonać 1104 metry. Szedłem 19 dni, czyli średnio każdego dnia pokonywałem właśnie takie przewyższenie. Ok. 1100 metrów dziennie. Spore obciążenie dla kolan, stawów, pleców.
Główny Szlak Beskidzki to najdłuższy oznakowany szlak w Polsce. Jeśli chcemy pokonać go za jednym podejściem, to nasz organizm będzie narażony na ciągły wysiłek. Nie jestem górskim żółtodziobem i mam za sobą dłuższy treking, ale nigdy nie szedłem tak długiej trasy tylko w terenie górzystym. Choć przechodzę miesięcznie ok. 50 kilometrów podczas weekendowych spacerów, to jest to niewiele w porównaniu do codziennej marszruty liczącej 25 kilometrów dziennie w Beskidach.
Ból w kolanach poczułem już 4 dnia marszu, gdy schodziłem z Jeziorek Duszatyńskich do Komańczy. Parę dni później, w Iwoniczu Zdroju zatrzymałem się około południa i postanowiłem odpocząć. Kolana odmówiły posłuszeństwa przy zejściu do Rytra. Właśnie w Rytrze przez dwa dni leczyłem kolana okładami z lodu. Tam też dokupiłem drugą opaskę uciskową. Na szczęście dwa dni wystarczyły na regenerację.
Główny Szlak Beskidzki: dlaczego się udało?
Swoją wyprawę nazwałem Gruby Szlak Beskidzki. Zauważyłem już kilka lat temu, że w górach ludzie z brzuszkiem są jednak w mniejszości. Chciałem pokazać, że gruby potrafi i może dać radę. Po drodze mijałem wielu turystów w pamiątkowych koszulkach z biegów ulicznych. Ja biegać nie lubię i nigdy w żadnym z takich wydarzeń nie brałem udziału. Owszem, przygotowywałem się do GSB na siłowni, chodziłem po Kampinoskim i Mazowieckim Parku Narodowym, ale przewyższeń nie ma tam za wiele. Wiedziałem, że może być ciężko i znów decydująca będzie głowa. Co mam na myśli? Umiejętność poradzenia sobie z bólem, niedogodnościami oraz podejmowanie rozsądnych decyzji.
Mogłem iść od świtu do późnego wieczora. Pogoda była dobra, więc nie musiałem się spieszyć. Mimo bólu w obu kolanach, starałem się szybko podchodzić do góry. Czas zdobyty w ten sposób poświęcałem na powolne zejścia, często trawersując zbocze.
Noclegi starałem się rezerwować najpóźniej w połowie danego dnia, abym wiedział, że mogę iść do późna i znajdę schronienie. Często pomagała mi w tym żona, która szukała agroturystyki albo schroniska na szlaku. Z noclegami na Głównym Szlaku Beskidzkim nie ma większych problemów i jedynie w weekendy może zabraknąć miejsca w schroniskach. Zresztą logistyce mojego przejścia poświęcę oddzielny wpis.
Gruby Szlak Beskidzki – podsumowanie
Piesze wędrówki to moim zdaniem jeden z najprzyjemniejszych sposobów na poznawanie świata. Tempo 5km/h jest optymalne, aby nic nie umknęło. Do tego dochodzi czynnik fizyczny. Taki rodzaj podróży sprawia mi ogromną satysfakcję, bo lubię się sprawdzić fizycznie, zmęczyć, zmierzyć z własnymi ograniczeniami. Akurat Główny Szlak Beskidzki, to było dla mnie pójście po bandzie, ale skoro się udało, to jest to dla mnie sygnał, że, przy odpowiednim przygotowaniu, stać mnie na wiele więcej.
Spełniłem swoje kolejne marzenie, widoki zapierały dech w piersiach, zaś nogi (piszę to pięć tygodni po zakończeniu wyprawy) już nie bolą. Ogromną satysfakcję sprawiało mi docieranie w miejsca, gdzie nie da się wjechać samochodem ani kolejką górską. W takich miejsach czułem, że siłą własnych mięśni zapracowałem na oglądanie krajobrazów takich jak te.
Śliczne widoki. Zachęciło mnie to, że nie wygląda na jakiś ekstremalny szlak. Polska ma wiele pięknych miejsc, w których można aktywnie odpocząć.
Mam 81 lat. Wiele lat temu kilkakrotnie przeszedłem Beskid Zachodni (bez Śląskiego) od Zwardonia do Krynicy. Tylko raz przeszedłem Beskid Wschodni. Przeszedłem wszystkie znakowane trasy w Tatrach Polskich i nieznakowane: Kominiarski Wierch z Hali na Stołach i Wąwóz Kraków po ostrewkach. Hej! A teraz mam artrozę kolan i mało się ruszam.