Transport rzeczny jest wciąż popularny w Kambodży. Szczególnie w porze deszczowej, gdy drogi lądowe bywają nieprzejezdne. Dodatkowo część mieszkańców trudni się rybołówstwem i całe ich życie wiąże się z wodą. Przy rzece rodzą się, tam żyją i pracują oraz umierają: w pływających domach, na łodziach. Rejs do Siem Reap był dla nas nie tylko sposobem, aby dostać się z Battambang w pobliże Angkor Wat, lecz także okazją, aby obserwować wodne życie Kambodży.
Dzień był upalny, a powietrze pachniało benzyną. Staliśmy przy niewielkim pomoście, który spełniał funkcję portu. Załadunek był sprawny. Kierowca z nawigatorem pomagali wrzucić na dach walizki. My plecaki woleliśmy trzymać przy sobie.
Turyści wsiadali na końcu. Wcześniej miejsca zajęli miejscowi. Przyjechaliśmy dwoma samochodami ze sporą wycieczką z USA. Cóż, nie wyszło zbyt fortunnie, bowiem Amerykanie byli mocno przerażeni stanem łódki, brakiem toalety w „porcie” i generalnie wszystkim. Wsiedli i poszli spać, jakby chcieli nie widzieć, co dzieje się dookoła. Czemu zdecydowali się na rejs do Siem Reap, przecież autobusem byłoby znacznie szybciej? Udało nam się zająć miejsce obok uroczej staruszki, która z zaciekawieniem nam się przyglądała, my zaś robiliśmy jej zdjęcia z ukrycia.
Rejs do Siem Reap: życie na wodzie
Jednak najbardziej liczyło się to, co zobaczymy poza łodzią. Trasa z Battambang do Siem Reap jest bardzo malownicza. Czytaliśmy o pływających wioskach, sklepach na wodzie oraz zakrętach rzeki, na których zdarzają się korki. I tych kilka godzin obserwacji linii brzegowej i architektury rzecznej wynagrodziło nam poranną pobudkę. Jasne, momentami przez długie minuty nie działo się nic, słońce prażyło, odbijało się od wody i atakowało ze zdwojoną siłą, ale potem, gdy wpływaliśmy do wioski, to nie mogliśmy wyjść z podziwu.
Rodziny żyją na niewielkich platformach, na których zbudowany jest drewniany dom. W środku zawsze wisi hamak – najpopularniejszy w Kambodży sposób wypoczynku. Jeśli chcemy pożyczyć szklankę ryżu od sąsiadów, to musimy popłynąć do nich łódką. Zakupy? Chwytamy za wiosła i ruszamy do najbliższego sklepu, który znajduje się, a jakże, na wodzie. Chyba, że możemy poczekać, wtedy prędzej czy później, to sprzedawca przypłynie do nas na swojej łódce.
Po drodze minęła nas niewielka łódka pełna dzieciaków w mundurkach, wracali właśnie ze szkoły. Do tego niezliczona liczba czółen, którymi przemieszczali się mieszkańcy wiosek. Część domów stała na brzegu, wzniesiona na wysokich palach. W porze deszczowej jednak i wokół nich płynęła będzie woda.
Rejs do Siem Reap: rybacy
Mieliśmy też okazję zaobserwować chińskie sieci rybne, które rozstawione były w wodzie. Wcześniej spotkałem się z nimi w Koczin w Indiach. Działają one na zasadzie windy, siatka rozstawiona na wielkim stelażu jest zanurzana w wodzie na kilka minut, a potem kilku mężczyzn siłą mięśni ją wyciąga, zgarniając ryby.
Ta metoda wymaga rozstawienia stelaża oraz zmusza do połowów w jednym, określonym miejscu. Przyglądaliśmy się też rybakom zarzucającym mniejsze sieci oraz próbującym łapać z łódki, za pomocą prostych wędek. Cóż, niezależnie od sposobu każda ryba, to albo zarobek albo posiłek dla rodziny.
Przesiadki, podwózki
Dość często (im bliżej Siem Reap tym częściej) zatrzymujemy się, aby ktoś wysiadł, ktoś się dosiadł. W pewnym momencie podbijamy do pływającego sklepu i łączymy się z nim linami. Jedna z pasażerek wysiada i przekłada na swoją łódkę-sklepik kilka worków jedzenia i nieco drobiazgów przydatnych w gospodarstwie domowym. Zaopatrzenie przyjechało. Razem z nami łodzią. Pod koniec bardzo to nas męczyło. Ponad 6 godzin bujania za nami, a tutaj stajemy, zawracamy, przybijamy do jakiegoś domu, bo ciągle ktoś musi coś załatwić. W pewnym momencie kierowca oraz załoga wyjmują piwka i rozpoczynają fajrant. Jesteśmy na jeziorze Tonle Sap. Jeszcze godzina i będziemy w Siem Reap.
Rejs do Siem Reap: informacje praktyczne
- Bilet kosztuje 20 dolarów/osobę. Nie mamy pojęcia, czy da się kupić go bez pośredników. Wydaje nam się, że jest to cena dla turysty i ciężko byłoby ją zbić. Lokalna ludność na pewno płaci mniej.
- Podróż łodzią do Siem Reap z Battambang zajęła nam osiem godzin. W połowie maja poziom wody nie był bardzo wysoki, ale wystarczający by załadowana po brzegi drewniana łódka swobodnie płynęła.
- Rozkład jazdy jest dość umowny. W hotelu poinformowali nas, że mamy być gotowi około 6:45. O 7.05 zapakowano nas na pakę jeepa, zaś o 7:30 wypływaliśmy z położonego kilka kilometrów za miastem portu.
- Oprócz nas na łodzi była jedna wycieczka z USA i około dziesięciu mieszkańców Kambodży. Niestety Jankesi stanowili większość na pokładzie i przez to było dość ciasno.
- Można płynąć też w przeciwnym kierunku. Gdy zobaczyliśmy łódź płynącą ze Siem Reap, to westchnęliśmy z zazdrością. Raptem parę osób.
- Dwa razy zatrzymywaliśmy się w sklepach na wodzie. Ceny były mocno turystyczne. Warto zabrać ze sobą własny prowiant.
- Na łódce jest toaleta, ale nie sprawdzaliśmy warunków sanitarnych.
- W porcie w Siem Reap grasuje mafia taksówkarska. Pobierają 5 dolarów od osoby za dowiezienie do hotelu w mieście. Cena spada, jeśli weźmiemy tuk tuka w 4 osoby. Wtedy płacimy raptem po 4 dolary za głowę. My wyszliśmy za teren portu i kierowca za 5 dolarów podwiózł naszą dwójkę tam, gdzie poprosiliśmy.
Proponuję wywołać zdjęcia, wrócić do Kambodży, odnaleźć tę laseczkę i wręczyć jej prezencik. 😀