Muay thai, czyli tajski boks, to sport narodowy Tajlandii. Nie byliśmy przekonani, czy mordobicie, to odpowiednia impreza dla nas, ale postanowiliśmy spróbować. W Chiang Mai wybraliśmy się na galę. Piątek wieczór, Chiangmai Boxing Stadium, zapraszamy.
Pomysł podsunął nam znajomy, który wcześniej był w Tajlandii. Polecał raczej Bangkok, ale tam atrakcji było co nie miara i nie znaleźliśmy czasu, aby wybrać się na galę muay thai. Co innego w Chiang Mai, gdzie zatrzymaliśmy się na dłużej. A właściwie zatrzymały nas okoliczności. Mój znajomy z pracy ma tutaj mieszkanie, które nam udostępnił. Do tego ja dostałem zlecenie i potrzebowałem kilku dni, aby zająć się pracą. Wieczorem zaś dobrze odpocząć przy piwie i sportowych emocjach.
Muay thai – krótka historia
Z tajskim boksem jest trochę tak jak z burkiem na Bałkanach. Większość krajów z regionu przypisuje sobie jego wynalezienie. Jednak człon „tajski” w nazwie nie wziął się znikąd i to Tajlandia uważana jest za jego ojczyznę. Początki muay thai to era Sukhothai (XII-XIV wiek), ponoć wojownicy, którzy ochraniali królewskiego słonia używali tej techniki walki po stracie broni. Styl ten zakładał nie tylko użycie ciała (nóg oraz rąk), lecz także umysłu i duszy. Istotna rola religii, taniec przed walką oraz rytualne metody treningowe odróżniały muay thai od innych technik. Styl ten mocno ewoluował, na potrzeby armii włączono do niego elementy walki bronią oraz owijacze na ręce (wypełnione żwirem, miały służyć zadawaniu większych obrażeń).
Kiedy muay thai stał się sportem uprawianym w całym kraju? Ponoć na początku XVIII wieku. Organizowano lokalne turnieje, które miały wyłaniać najlepszych wojowników. Stopniowo wprowadzano zmiany, które zbliżały tajski boks do tego, co możemy oglądać obecnie. Ring i liny, rezygnacja z owijaczy, ujednolicenie zasad, podział na kategorie wagowe. To już koniec XIX i pierwsza połowa wieku XX. Muay thai wciąż był stylem używanym przez tajską armię do walk w zwarciu, lecz stawał się też coraz bardziej popularny wśród klasy robotniczej. Stał się jedną z głównych aktywności młodzieży, okazją na wydobycie się z biedy, zdobycie sławy i pieniędzy. Bogaci Tajowie trenują muay thai dla rozrywki i podtrzymania dobrej kondycji, ale rzadko zostają profesjonalnymi zawodnikami.
Muay thai – zasady
Walka odbywa się w stójce (leżący nie bierze udziału w walce), w formule full-contact (czyli ciosy zadawane są z pełną siłą). Zawodnik może używać rąk i nóg do zadawania ciosów (także łokci i kolan). I to właśnie ciosy łokciami i kolanami są bardzo charakterystyczne dla tego stylu. Są widowiskowe oraz prowadzą do nokautów.
Dla zawodnika muay thai liczy się honor i rywalizacja. Powinien okazywać szacunek przeciwnikowi i jego trenerowi. Duży nacisk kładziony jest na walkę fair. To ciekawe, że tak brutalna i bolesna technika tak mocno ugruntowana jest w religii. Zawodnicy przed walką modlą się, obchodzą ring, klękają w każdym z narożników. Często buddyjscy mnisi również trenują tajski boks, aby rozwijać jednocześnie ciało i umysł.
Muay thai w Chiang Mai
No dobra, tyle teorii. A co udało nam się zobaczyć? Bilety na wieczorną galę kupiliśmy na terenie świątyni Wat Phan Tao. Przemysł turystyczny w Chiang Mai ma się dobrze, więc agencje i sprzedawcy działają wszędzie. Skoro muay thai mocno zakorzenione w religii, to czemu nie sprzedawać biletów na walki pod świątynią? Zapłaciliśmy po 600 batów za normalny bilet (ani VIP, ani pod samym ringiem). W cenie był odbiór z naszego mieszkania i odwiezienie po walce do domu. Było to dla nas o tyle istotne, że gala miała kończyć się po 23. Sprzedawca zrobił mi zdjęcie, aby kierowca wiedział, kogo ma zabrać i zawieźć na walkę. Tradycyjna, azjatycka procedura.
Przyjeżdżamy pod Chiangmai Boxing Stadium punktualnie razem z szóstką innych osób. Hala jest zaskakująco mała, więc nasze miejsca, chociaż najtańsze, są bardzo dobre. Ludzi nie ma wielu, ale nawet przy pełnej sali nie polecam kupowania pakietu VIP czy miejsc przy ringu. No chyba, że ktoś chce sobie zrobić zdjęcia na ringu przed walką (VIP).
Wielka ściema?
Cała gala to produkt przygotowany pod turystów. I choć Tajów było bardzo niewielu, to tak naprawdę oni mocno robili klimat. Emocjonowali się walkami i przyjmowali zakłady. Biegali z plikami banknotów, przekrzykiwali się. Zastanawialiśmy się nawet, czy nie są oni po prostu opłaceni, aby turyści czuli się bardziej autentycznie. Nie wszyscy byli zachwyceni poziomem walk, czterdziestoletni koleś w koszulce Seven Eleven zasypiał w tylnych rzędach. Azjaci spod ringu w komplecie zajmowali się swoimi smartfonami. Ktoś inny zajadał się mango sticky rice.
Przed galą odegrany został hymn Tajlandii. Pomiędzy walkami leciała wpadająca w ucho piosenka z lotnym refrenem o muay thai (takie Despacito lokalne). W czasie pojedynków słyszeliśmy tradycyjną Saramę, rytmiczną muzykę, która ma napędzać walczących. Nie jesteśmy ekspertami od sztuk walki, ale emocji było niewiele. Wolne tempo, sporo ganiania się po ringu. Raczej nie była to czołówka bokserów w Chiang Mai. To nieco dziwi, bowiem piątkowy wieczór to chyba odpowiedni czas na lepsze walki.
Właściwie tylko podczas jednej walki czuliśmy prawdziwe emocje. Głównie dlatego, że narożnik jednego z walczących głośno pokrzykiwał, skakał i pomagał swojemu zawodnikowi. To podrywało też kibiców, nawet Azjaci odłożyli swoje komórki.
Na sześć walk tylko jedna nie skończyła się nokautem. Nie mam wątpliwości, że zawodnicy walczyli na serio, ale też widzieliśmy, że dla Tajów nie jest to raczej gala warta uwagi. Próbowałem wyszukać potem nazwiska walczących w internecie, ale bez rezultatu.
Pojedynczy tajscy pasjonaci byli raczej wyjątkiem. Większość miejsc pozostawała pusta. Sporo ludzi wychodziło też przed końcem.
Dziwna dla mnie była decyzja organizatorów, aby w ostatniej walce zmierzyły się dwie dziewczyny. Było w tym sporo ambicji, walka skończyła się w drugiej rundzie, ale wyraźnie odstawało to poziomem od walczących wcześniej mężczyzn. Na ile znam specyfikę gal MMA czy bokserskich, to na walkę wieczoru wybiera się pojedynek, który ma dostarczyć najwięcej emocji.
Pozytywy?
Na miejscu sprzedawane jest piwo. Mały Chang kosztuje 50 batów. Po kilku piwach emocje powinny wzrastać, ale tutaj pozostał tylko niesmak. I piwo słabe, i walki słabe. Jeśli ktoś chce zobaczyć, co to jest muay thai, to może wybrać się na galę w Chiang Mai, potraktować to jako ciekawostkę. Mnie zaciekawiło to na tyle, że obejrzałem potem w internecie prawdziwą galę, z profesjonalnymi zawodnikami. Poczytałem też trochę o historii tajskiego boksu. Miłośnikom sztuk walki radzę jednak poszukać miejsc, gdzie walczą lepsi zawodnicy. Czyli zostaje Bangkok albo Kawila Boxing Stadium w Chiang Mai, ponoć głównie tam wybierają się tajscy kibice.
„Ty mi tu nie majtaj,
bo ci zrobię Muay Thai”.
Wieszcz Olesław, Lwów 2016