Bangkok był kolejnym wielkim miastem, które odwiedziliśmy podczas naszej podróży. Stolica Tajlandii ma wiele do zaoferowania turystom i właściwie każdy, kto przemierza Azję Południowo-Wschodnią, prędzej czy później tutaj wyląduje. Niektórzy potraktują Bangkok jak miejsce przesiadkowe, inni zaliczą najpopularniejsze atrakcje, my jednak polecamy spędzić tutaj nieco więcej czasu. W skrócie: bardzo nam się podobało.
Duże miasta w Azji często budzą strach wśród turystów. Trudne do ogarnięcia zasady działania transportu miejskiego, rikszarze pragnący wyciągnąć jak najwięcej z naszego portfela, ścieki płynące ulicami oraz wszechogarniająca obecność innych zwiedzających. I Bangkok taki właśnie jest. Ma wszystko, czego nie lubimy w podróży oraz dodatkowo (czego nie ma w New Delhi czy Kuala Lumpur) kojarzy się (słusznie) z seksturystyką. Dlaczego, więc tak ciepło wspominamy stolicę Tajlandii?
Bangkok – pyszne jedzenie
W Tajlandii można bardzo dobrze (i dość tanio) zjeść. To także raj dla wegetarian (oraz przy odrobinie poszukiwań też dla wegan). Ciągle mamy w pamięci Indonezję i nasi goreng (smażony ryż), który jedliśmy czasem na każdy posiłek w ciągu dnia (słynny jawajski hattrick – śniadanie, obiad i kolacja w postaci ryżu z niewielkim dodatkiem warzyw). W Bangkoku opcji było znacznie więcej. Chiński makaron w Chinatown, pyszne palak paneer w Little India czy wreszcie tajskie jedzenie, bardzo bogate w rożne smaki, solidnie przyprawione chilli oraz imbirem. Za doznania kulinarne w stolicy Tajlandii dziękujemy Jadłonomii. Jeśli chcecie jeść dobrze, zdrowo i bez mięsa, to w poradniku na stronie Marty Dymek znajdziecie kilka takich miejsc. Modne, duże restauracje, do których ustawiają się kolejki (chyba pierwszy raz w życiu stałem w kolejce do knajpy, i to dwa razy), street foody oraz niewielkie wegetariańskie knajpki.
Bangkok – gdzie się zatrzymać?
Zdecydowaliśmy się zamieszkań w dzielnicy Silom. To biznesowe centrum Bangkok, zakorkowane za dnia i zaskakująco spokojne w nocy. Można jednak znaleźć tam wszystko, czego zapragnie dusza podróżnika. My znaleźliśmy spokój i miejsce na odpoczynek po długich dniach zwiedzania. Nie jest to gwarna Khao San Road, gdzie roi się od backpakerów i sprzedawców. Blisko do metra MRT, niedaleko dworca kolejowego, w okolicy sporo miejsc, gdzie można dobrze zjeść, posilić się kawą czy sokiem.
Być może nasze dobre wspomnienia z Bangkoku potęguje fakt, że zdecydowaliśmy się na dość komfortowy nocleg. W Tajlandii na dwa tygodnie odwiedziła nas moja siostra, dla której był to długo wyczekiwany urlop. Podnieśliśmy nieco standard podróży i od razu nawet duże, tłoczne miasto wyglądało piękniej. Może to sposób na uciążliwe metropolie? Menedżerka starała się nam pomagać w organizacji transportu na lotnisko, oferowała swoją wiedzę i czas. Polecamy Dreamchatcher Hostel całym sercem. Czyste, spokojne miejsce z przytulnym barem. Kucharka specjalnie dla nas przyrządzała codziennie wegańskie śniadanie. Do tego imponujący wybór kraftowych piw w lodówce.
Bangkok – ping pong show, czyli seksturystyka
Nie martwcie się, nie zdecydowaliśmy się na skorzystanie z licznych ofert masażu z happy endem. Niestety, seksturystyka to wciąż bardzo często powód wizyt turystów w Tajlandii. Przypadkiem (serio) trafiliśmy do Patpong, dzielnicy czerwonych latarni w Bangkoku. Mieszkaliśmy niedaleko, a przywiodło nas tam poszukiwanie baru, gdzie w środku nocy będziemy mogli obejrzeć Ligę Mistrzów. I choć brzmi to jak naiwna historyjka, dokładnie tak było. Przez kilka minut wielokrotnie oferowano nam wizytę na ping pong show (gdzie kobiety wystrzeliwują z pochwy różnymi przedmiotami, na przykład piłeczkami do tenisa stołowego), usługi pań oraz panów i inne atrakcje. „Hello men, ping pong show„ – „I am looking for football show” – „Okey, go, nice girls” – „I prefer boys playing football” – „Okey, male show, go” – „Lewandowski? Bayern-Real”? – „Cheap, cheap, boys dancing”.
Prostytucja w Tajlandii jest oficjalnie zakazana, jednak to tylko teoria. Powiem szczerze, że po tym, co widzieliśmy w Pattayi czy Bangkoku średnio mam ochotę więcej o tym pisać. Albo Tajlandia to kraj pokazujący wielką miłość ponad granicami wiekowymi, albo 90% białych mężczyzn powyżej 40 roku życia przyjeżdża tutaj w jednym celu… [Może zainteresuje Was artykuł w National Geographic na temat seksturystyki]
Bangkok – miasto z klimatem
Wróćmy jednak do tego, czym Bangkok nas zachwycił. Spodobał nam się transport rzeczny, łódki nie stoją w korkach i umożliwiają przemieszczanie się pomiędzy poszczególnymi dzielnicami (większość ważnych miejsc w Bangkoku znajduje się przy rzece Menam). Możemy poradzić Wam, aby na taką przejażdżkę wybrać się po zmierzchu. Bangkok pięknie lśni rozmaitymi kolorami, zaś światła odbijają się w tafli wody.
Dodatkowo działają też tramwaje pływające kanałami. Dla nas atrakcją była sama taka podróż. Łódka przybija na przystanek, ludzie wyskakują, wskakują, mija parę sekund i już suniemy wodą dalej. Opuszczenie łodzi z plecakiem nie należało do najłatwiejszych, a uwierzcie mi, nie chcielibyście wpaść do tej rzeki.
Inna kwestia to bazary. Trafiliśmy przypadkiem na targ miejski oddalony od atrakcji turystycznych. Zobaczyliśmy góry durianów, bananów czy arbuzów, a także mężczyzn skupionych wokół malutkiego telewizora (może z 10 cali) oglądających walkę bokserską (i przyjmujących zakłady między sobą). Żywe, tętniące życiem miasto zamieszkałe przez milionów osób.
Bangkok – zwiedzanie Pałacu Królewskiego
Odwiedziliśmy Pałac Królewski, jedną z głównym atrakcji turystycznych Bangkoku. Nie byliśmy jedynymi, którzy zdecydowali się spędzić poranek w tym miejscu. Tysiące turystów, w większości niższych ode mnie Azjatów z parasolkami chroniącymi od słońca. Ciężko zliczyć, ile razy dostałem po twarzy parasolem. Koszt tej przyjemności, to 500 batów (czyli ponad 50 złotych).
Pałac Królewski był rezydencją władców Tajlandii pomiędzy 1782 a 1946 rokiem. Obecnie cześć świątyń oraz budynków udostępniona jest dla zwiedzających, zaś niektóre dalej służą obecnej władzy. Wciąż trzymane są tutaj insygnia królewskie oraz odbywają się koronacje władców. Tutaj też rezydują goście króla. Podczas zwiedzania uwagę przyciągają kolorowe zdobienia ścian i dachów, a także świątynia Wat Phra Kaew z figurą Szmaragdowego Buddy (który jednak nie jest zrobiony ze szmaragdów, lecz z zielonego jadeitu).
Bangkok – Wat Pho
O wiele większe wrażenie zrobiła na nas wizyta w świątyni Wat Pho. Znajduje tam się gargantuiczna figura leżącego Buddy (46 metrów długości, 15 metrów wysokości). Jest to też jedna z największych i najstarszych buddyjskich świątyń w całym Bangkoku. Oprócz Odpoczywającego Buddy możemy tam zobaczyć ponad tysiąc innych jego przedstawień. Sam gigantyczny posąg zapiera dech w piersiach, szczególnie jego bogato zdobione stopy. Warto jednak nie ograniczać się tylko do najsłynniejszej z rzeźb i spędzić trochę czasu w innych częściach całego kompleksu świątynnego.
Bangkok – pułapka w dzielnicy Dusit
Na kilku blogach wyczytaliśmy, że warto wybrać się do nowej dzielnicy królewskiej. Z pewnością jest to piękne miejsce, ale obecnie posiadłość króla i przyległe budynki zamknięte są dla zwiedzających. Zza murów widać ciągłe prace nad renowacją ścieżek. My odbiliśmy się od drzwi, nie mieliśmy ochoty na wizytę w pobliskim zoo, więc przypadkiem trafiliśmy do muzeum policji w pałacu Paruskawan. Większe wrażenie robi sam pałac niż dość nudne informacje o królewskiej policji w Tajlandii.
Bangkok – Khao San Road
Gdy szedłem Khao San Road i zastanawiałem się, ile batów moja siostra i żona wydadzą na pamiątki podbiegł do mnie mężczyzna krzycząc: „Legia, Poland, jak ziemasz?” No tak, przecież mam na sobie koszulkę Legii. „Go with me, I will show you polski bramkarz”. Zaprowadził mnie do sklepu z garniturami i pokazał swoje zdjęcie z Wojciechem Szczęsnym. „From Arsenal. Then Roma, now Juventus. Better than Fabiański and Boruk”. Brylował znajomością polskiej szkoły bramkarskiej. „Do you want new suit? Very cheap, just for you”. Grzecznie odmówiłem. „Are you going to Russia for Mundial. I can print ticket for you. 30 minutes. In 2006 I printed for some people. It works”. Podziękowałem za fałszywe bilety. Bangkok to na pewno miasto wielkich możliwości.
Na oczy Daniela i koszulkę Legii można, jak widać, wiele. Ciekawe czy przedsiębiorczy krawiec ma w swoim portfolio działające bilety lotnicze?
A czy mieliście jakieś problemy z bezpieczeństwem albo przygody ze złodziejami? Che się wybrać do Bangkoku z dziećmi i zastanawiam się czy to jest rozsądne. Doczytałem np tu [SPAM od ubezpieczyciela] że kurka nie do końca jest tak różowo.