Na Ukrainę jeżdżę regularnie już od prawie dziesięciu lat. Zakochałem się podczas pierwszego pobytu we Lwowie. W dźwięku języka, smaku piwa, ogólnym nieładzie. Dwa razy spędziłem wakacje włócząc się z namiotem po Krymie. Kilka tygodni spędziłem na Ukrainie Zachodniej, gdzie ludzie przyjmowali mnie bardzo ciepło. W 2010 chodziłem pieszo po Wołyniu, a potem jeździłem autostopem po wioskach. Najczęściej z kolegą, rzadziej samemu. W grudniu 2011 roku trafiłem do Krzyworówni na Huculszczyźnie i urzekło mnie właściwie wszystko. Krajobrazy, gościnność, szum Czeremoszu. Tam wracam najczęściej. Do Sadyby pod Skałą, do przyjaciół i spraw. Kiedyś nawet udało się przejść pasmem Czarnohory i zdobyć Howerlę – najwyższy szczyt Ukrainy.
Za rzadko pisałem o Ukrainie. Na blogu znajdują się relacje z trzech wypraw. Jedyny w Internecie opis przejścia Czarnym Czeremoszem w górę rzeki do jego źródeł oraz relacja z mocno krajoznawczej wyprawy na mecz Legii do Kijowa. Oba wpisy są za to długie i w kilku odcinkach. W 2017 roku powróciliśmy nad Czarny Czeremosz i mieszkaliśmy na połoninie, sprawiając problemy strażnikom granicznym.