Camino nie daje mi spokoju. Za sześć tygodni włożę plecak, ojców dom pożegnam i ruszę szukać wody życia. W ostatnim czasie otrzymałem wiele słów wsparcia, ale także postawiliście mi sporo pytań. Ten tekst będzie zbiorem myśli, które kłębią się w mojej głowie.
Kilka osób pisało mi, że obecnie do Santiago de Compostela idzie Marek Kamiński. To prawda. Widziałem się z legendarnym polarnikiem na konferencji prasowej przed jego wyprawą. Rozmawialiśmy chwilę i życzyliśmy sobie nawzajem „Buen Camino”. Kamiński pewnie już tego nie pamięta, ma też ważniejsze rzeczy na głowie. Codzienne spotkania, zdjęcia, konferencje, wykłady oraz wizyty w kościołach. Szczerze liczyłem, że jego doświadczenia będą dla mnie w pewien sposób pomocne, ale widzę, że czego innego oczekujemy od Camino. Ja szukam samotności i spokoju. Kamińskiego na każdym zdjęciu z trasy otacza wianuszek wielbicieli. Dodatkowo kręcony jest film, który ma dokumentować jego trasę. Rozmawiałem z reżyserem, który podjął się tego przedsięwzięcia. Rysował wizję spontanicznych wizyt w domach i przypadkowych spotkań na trasie. Na stronie projektu 3Biegun możemy się zapoznać z listą miejsc, w których pielgrzym ma umówione najbliższe spontaniczne spotkania. Pozwalam sobie na pewną złośliwość, ale szczerze trzymam kciuki za Marka Kamińskiego. On nie musi nikomu niczego udowadniać. Gdy opuści Polskę sytuacja pewnie się zmieni, bowiem będzie mniej rozpoznawalny. Póki co skutecznie promuje on swój 3Biegun, który sam w sobie jest bardzo interesujący. Polecam szczególnie pedagogom oraz pracownikom instytucji kultury.
Marek Kamiński jest w drodze, w kwietniu rusza chłopak z Krakowa, później z Piekar Śląskich idzie kolejny. Statystyki donoszą, że szlak staje się coraz bardziej popularny – jak widać, z Polski rusza w tym roku chyba rekordowa liczba pielgrzymów. Po co pcham swój gruby brzuch na trasę? (Tak na marginesie, babcia powiedziała mi ostatnio, że jej zdaniem jestem zbyt korpulentny, żeby iść. „Tak do życia, to jesteś normalny, ale tak daleko iść… to już nie”). Leszek Cichy, z którym rozmawiałem po konferencji prasowej Kamińskiego opowiedział mi historię spotkania polarnika ze Stanisławem Lemem. Autor Dzienników gwiazdowych tak skomentował dokonania Kamińskiego: „Gdybyś urodził się dwieście lat temu, to byłbyś pierwszy we wszystkim. Przejście Afryki, różne kontynenty. A teraz? Gwiazdy nie są dla ciebie. Gwiazdy nie są dla ludzi.” Zapewne coś przekręciłem, ale pamiętam, że bardzo mi się to spodobało. Gwiazdy nie są dla ludzi, szczyty górskie raczej nie są dla mnie. Camino, trasa przez Polskę, Czechy, Niemcy, Francję oraz północną Hiszpanię to zaś coś, z czym nie tylko chcę, ale też potrzebuję się zmierzyć.
Główny powód jest prosty. Chcę spełnić swoje marzenie. Marzenie o samotnej podróży, podróży przez Europę. Wiele lat temu po raz pierwszy pojechałem na wschód. Niemal w każdym kraju, gdy przyjmowano mnie pod dach, częstowano piwem czy po prostu zaczepiano, zastanawiałem się, jak wyglądałaby taka podróż przez Polskę. Teraz spędzę w moim kraju trzy tygodnie idąc od wsi do wsi, od miasteczka do miasteczka. Jak zareaguje stróż w Czerwińsku, gdy podczas ulewy zapukam do drzwi niewielkiej podstawówki? Wpuści mnie i da się przespać na korytarzu czy może przegoni? Co powie sprzedawca w małym wiejskim sklepiku pod Kruszwicą, gdy zechcę tam zostawić telefon do ładowania? A jeśli pod Gnieznem zadzwonię do bramy i spytam o możliwość postawienia namiotu w ogrodzie, to gospodarz zaoferuje kawałek swojego sadu? Te pytania nie dają mi spokoju.
Jak przyjmą mnie Czesi? Co spotka mnie w Niemczech? Francji boję się najbardziej, a to tam spędzę najwięcej czasu. Hiszpania to już będzie Camino del Norte, wielu pielgrzymów, walka o miejsce w tanim schronisku i restauracje ze specjalnie przygotowanym menu. Jeśli będę miał wtedy jeszcze jakiekolwiek oszczędności, to chętnie będę nocował w starych kamiennych domach czy kościołach. Hiszpania jest jednak bardzo odległa, niemal w ogóle o niej nie myślę. Mam poczucie, że gdy opuszczę Francje, to będzie łatwiej. A może właśnie na Półwyspie Iberyjskim zaczną się schody?
Gdzie będę spał? Jak już wspominałem, wezmę ze sobą namiot. Liczę też na gościnę osób znajomych oraz zupełnie obcych. Dostałem już dwa zaproszenia z Poznania, w Pradze czeka zaś na mnie sofa w mieszkaniu kolegi. Czasem pewnie przyjdzie spać na przystanku, w opuszczonej stodole albo po prostu gdzie popadnie. Tego jednak specjalnie się nie obawiam. A! Przy okazji małe pytanie: ma ktoś do pożyczenia lekki, jednoosobowy namiot?
Istotną kwestią będzie też pogoda. Kupiłem sobie spodnie przeciwdeszczowe, na plecak zarzucę pokrowiec i pewnie na tym moja ochrona przed deszczem się skończy. Zdecydowanie bardziej boję się słońca i upałów. Przygotowaniom sprzętowym chcę poświęcić kolejny wpis, ale wydaje mi się, że podstawą będą jednak koszule z długim rękawem. Kiedyś już spaliłem sobie ręce, drugi raz tego błędu nie chcę popełnić. Plan jest taki, aby iść niezależnie od pogody, zważać tylko na burze. Pewnie podczas mojego Camino zrobię parę dni przerwy. Nie wyobrażam sobie inaczej. Wtedy będzie błyskawiczna regeneracja. Znacie jakieś sposoby na szybkie doprowadzenie organizmu do stanu używalności? Inne niż zimne piwo.
Tak. Nieco się obawiam. Trzymajcie kciuki.
Brzmi banalnie, ale prawdziwie. Po dziesięciu dniach w Polsce znam odpowiedź na większość stawianych tutaj pytań. Myślę, że to też jest ciekawe: konfrontacja oczekiwań z rzeczywistością 🙂
Trochę banalnie brzmi ten tekst, wiedząc co Cię spotkało. Najbardziej dokucza świadomość, że to przez ludzi, a nie jakieś trzęsienie ziemi przykładowo… Wiem bo miałam podobnie w Boliwii. Najważniejsze, że zdecydowałeś się iść dalej. Trzymam kciuki i liczę na spotkanie w Santiago!